Moje Małe Everdell to ukłon w stronę młodszych graczy, którzy z zaciekawieniem przyglądali się rozgrywkom rodziców w klasyczną wersję tej gry. Przepiękne, bajkowe ilustracje oraz zasoby przypominające prawdziwe jagody, żywicę czy gałązki to elementy, które błędnie mogły sugerować, że Everdell to prosta gra rodzinna. Jest to jednak tytuł dość wymagający, z całą pewnością zbyt trudny nawet dla ogranych dzieci. Dlatego cieszę się, że powstała wersja, która jest bardziej przystępna i zgromadzi przy stole już nie tylko dorosłych, ale i ich pociechy.
Zawartość
Gra przepełniona jest elementami najwyższej jakości. Duża, kolorowa plansza, drewniane pionki przedstawiające małych bohaterów gry, zasoby wyglądające jak prawdziwe (gumowe jagody znane z klasycznego Everdell to prawdziwy majstersztyk). Najważniejszym jednak elementem są przepięknie ilustrowane karty, przedstawiające dziecięce postacie oraz lokalizacje. Bez wątpienia Moje Małe Everdell to prawdziwa uczta dla oczu, którą zachwycą się zarówno dzieci, jak i dorośli.
Rozgrywka
Rozgrywka toczy się przez 4 rundy, w każdej z nich mamy 3 tury, czyli dokładnie tyle ile meepli ma każdy z graczy.
Każda z rund przebiega tak samo i składa się z 5 kroków:
- Rzut kośćmi i przydzielenie ich do pól na planszy.
- Aktywowanie zielonych kart, które zagraliśmy wcześniej w swoim obszarze gry (poza 1 rundą).
- Zagrywanie meepli na wybrane pola, dobieranie zasobów i zakup/zagrywanie kart.
- Zebranie meepli z planszy z powrotem na swoje planszetki.
- Przekazanie żetonu pierwszego gracza i przesunięcie znacznika rund.
Oczywiście spośród wszystkich pięciu kroków, najważniejszy jest ten środkowy, czyli wykonywanie akcji z wykorzystaniem meepli i kart. To jest serce gry i tu skupia się cała zabawa.
W talii znajdziemy pięć rodzajów kart, które dają nam różne możliwości:
- Karty zielone dają nam zasoby w momencie zagrania i na początku każdej rundy.
- Karty czerwone mają pola, które możemy aktywować, odwiedzając je naszymi meeplami.
- Karty fioletowe dają nam punkty na koniec gry za zebrane żetony parad czy inne karty.
- Karty brązowe dają nam dodatkowe zasoby lub możliwość przeniesienia meepla na inne pole.
- Karty niebieskie aktywują się, gdy zagrywamy karty konkretnego rodzaju. Pozwalają zakupić inne kary taniej lub dają bonusy podczas ich zagrywania.
Naszym zadaniem jest zdobycie jak największej liczby punktów na koniec gry. A zdobywamy je na kilka różnych sposobów: dzięki monetom, punktom na kartach i punktom za zdobyte żetony parad. Dróg do zwycięstwa jest wiele i to powoduje, że każda rozgrywka może w pewnym stopniu różnić się od poprzedniej, w zależności od tego jaką strategię obierzemy.
Wariant dla starszych
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to w przypadku rozgrywki ze starszymi dziećmi czy dorosłymi brakuje mi trochę presji wyścigu po najlepiej punktowane cele jawne (parady). Każdy kolejny zdobyty cel daje nam tylko o jeden punkt mniej, niż graczowi, który zdobył go przed nami. To niewielka motywacja, aby gnać po te punkty i zdobyć tylko jeden więcej, niż przeciwnik. Jest jednak na to sposób. Wystarczy usunąć część kart punktacji i zostawić np. tylko te za 6 i 3 punkty. Nagroda za zdobycie wyżej punktowanego celu od razu robi się bardziej łakomym kąskiem. A jeśli gramy w 3-4 osoby to wizja, że żetony znikną zanim zdążymy zrealizować cel również wywołuje dodatkową presję i z niespiesznego spaceru robi się prawdziwy wyścig po punkty.
Gra z młodszymi dziećmi
Rozwiązaniem jakie daje nam wydawca, aby ułatwić grę młodszym dzieciom, są bonusy. Dzięki nim dziecko zaczyna grę z dodatkowymi zasobami lub kartami Kapitana czy Fortu, które aktywują się na początku każdej nowej rundy.
Według mnie to niestety wciąż za mało, jeśli chcecie zagrać z najmłodszymi.
W grze mamy cele jawne, które staramy się zrealizować i pięć różnych rodzajów kart. Finalnie do końca gry uzbieramy około 10 kart, które mają różne funkcje, działanie, a część z nich oddziałuje na siebie wzajemnie. To sporo do ogarnięcia dla dzieci w wieku 6-7 lat. Nie wspominając już o tym, że na niektórych kartach mamy napisy. A przecież niewiele 6-latków umie czytać w ogóle, nie wspominając już o czytaniu ze zrozumieniem i łączeniu tego z różnymi informacjami, jakie napływają do nas w trakcie gry.
Wydawca nie popisał się, umieszczając na pudełku informację o minimalnym wieku gracza na poziomie 6 lat (uważam, że optymalnym byłby wiek 8+). Ale jeśli już kupiliście grę z myślą o rozgrywkach z młodszymi dziećmi to jest sposób na to, aby ją dostosować do umiejętności młodych graczy.
Sugerowałabym usunięcie z gry żetonów parad, czyli jawnych celów. Na początku zrezygnujcie też z kart niebieskich, które aktywują się przy zagrywaniu kart innych rodzajów. Pozwoli to ograniczyć konieczność pamiętania o aktywacji karty za każdym razem, kiedy spełnione zostaną konkretne warunki. A może się to zdarzyć wielokrotnie w ciągu rozgrywki. Uważam, że będzie to całkiem sporym ułatwieniem dla najmłodszych graczy. Poza tym karty niebieskie to te z największa ilością tekstu, wiec przy okazji usuwamy kolejny potencjalny problem.
Zachęcam Was do wprowadzania modyfikacji, które pozwolą Wam i waszym dzieciom cieszyć się rozgrywką i czerpać z niej to co najlepsze.
Wariant solo
Podobnie jak i w klasycznej wersji Everdell, i tu mamy wariant solo, który działa doskonale.
Przebieg gry wygląda podobnie jak w wariancie wieloosobowym, z tą różnicą, że naszym przeciwnikiem będzie tym razem Książę Barwinek lub królewna Podbiałka. Jedną z tych kart wykorzystamy jako wirtualnego gracza.
Autor proponuje też wariant, w którym gracza wirtualnego wprowadzamy do gry dwu lub trzyosobowej. Dzięki takiemu zabiegowi mamy większą rotację kart. Musimy wtedy bardziej spieszyć się z realizacją planów zakupu konkretnych kart. Jednocześnie częściej otwierają się nowe możliwości, co powoduje, że gra staje się trochę bardziej taktyczna.
Podsumowanie
Moje Małe Everdell uznałabym bardziej za wersję rodzinną lub ekspres, a nie grę stricte dla dzieci. Nie wyobrażam sobie, aby dzieci samodzielnie, z powodzeniem w nią grały. W towarzystwie rodziców już oczywiście tak, ale to automatycznie czyni ją grą rodzinną. I jako taka sprawdza się bardzo dobrze. Dzieci doskonale bawią się zdobywając zasoby, które dosłownie płyną szerokim strumieniem. Dzięki temu praktycznie co rundę możemy kupować nowe karty i tworzyć tzw. kombosy, czyli połączenia między kartami, które dają nam wymierne korzyści. Możemy korzystać z umiejętności kart i dobierać dodatkowe zasoby czy jeszcze więcej kart. Ne ma tu praktycznie “pustych przebiegów”. Każdy ruch przynosi jakiś efekt i to jest coś, co daje ogromną satysfakcję, nie tylko dzieciom.
Komu mogłabym polecić Moje Małe Everdell? Graczom rodzinnym i tym początkującym, którzy chcą trochę pokombinować w trakcie rozgrywki, ale boją się skomplikowanych zasad.
wydawnictwo: Rebel
liczba graczy: 1-4
wiek: 6+ (według mnie 8+)
czas gry: 30 minut
zasady: proste
Recenzja gry Moje Małe Everdell powstała we współpracy z wydawnictwem Rebel.
Treść recenzji to moja prywatna opinia, wydawnictwo nie miało na nią wpływu.