Great Western Trail: Nowa Zelandia to najnowsze dziecko Aleksandra Pfistera, zarazem ostatnia część trylogii GWT. Od lat pierwsza, klasyczna wersja tej gry cieszy się ogromnym powodzeniem i regularnie trafia na stoły graczy na całym świecie. GWT Argentyna nie zebrało aż tak entuzjastycznych recenzji, tym bardziej ciekawi mnie czy Nowa Zelandia sprosta ogromnym oczekiwaniom graczy. Ja już zdążyłam wyrobić sobie o niej zdanie i od razu zdradzę, że jest zdecydowanie pozytywne.
Zawartość
Najnowszy tytuł z serii GWT wyposażony został przez twórców w sporą ilość plansz, kart i innych elementów oraz ogromną planszę główną. To powoduje, że do rozgrywki będziemy potrzebować bardzo dużo miejsca. Ale myślę, że dla żadnego fana serii nie będzie to problemem. Wręcz przeciwnie, mnogość elementów zapowiada bogatą i rozbudowaną rozgrywkę. Musicie się jednak przygotować na jakieś 20 minut rozkładania, a później drugie tyle składania całej tej zawartości. Same elementy są najwyższej jakość, a na szczególną uwagę zasługują dwuwarstwowe planszetki graczy z krótką ściągą opisująca przebieg tury gracza.
Rozgrywka
Podczas rozgrywki będziemy przemierzać Nową Zelandię w towarzystwie naszego osobistego stada owiec. Po drodze będziemy starać się powiększać stado i zdobywać nowe rasy owiec bo różnorodność jest tu w cenie. Aby wszystko szło szybko i płynnie potrzebna będzie pomoc specjalistów, rękodzielników, pasterzy, postrzygaczy czy marynarzy. To oni pomogą nam zarządzać stadem, bardziej efektywnie strzyc nasze owce czy sprawnie stawiać nowe budynki. Zatrudnienie pomocników jest jednak kosztowne, podobnie jak zakup nowych owiec do naszego stada. Dlatego ważnym elementem rozgrywki będzie rozwijanie możliwości zdobywania pieniędzy i rozsądne nimi zarządzanie.
Różnorodność dostępnych akcji daje nam wiele możliwości i dróg do zwycięstwa. Możemy postawić na umieszczanie nowych budynków na planszy i odwiedzanie licznych lokalizacji. Możemy też zdecydować się na jak najszybsze dostarczanie zdobytych owiec do lokacji docelowej.
Sporą rolę odgrywa też plansza szlaków morskich. Jedną z możliwości w turze gracza będzie poruszanie się właśnie po tej planszy, zawijanie do portów i wykonywanie dostępnych tam akcji. W zależności od wielkości portu będziemy mogli zdobyć dodatkową kartę, punkty, bonusowy żeton czy dostarczyć owce na bardzo korzystnych warunkach.
Warto też zainteresować się kartami umożliwiającymi rozbudowę talii oraz kartami bonusowymi, których w grze jest całkiem sporo. Podczas fazy przygotowania gry spośród kart bonusowych losujemy tylko cztery, które wykorzystamy w rozgrywce. Karty, jakie nam się trafią będą wpływały na strategie, jakie wykorzystamy w trakcie gry. Ciekawym elementem są też karty celów indywidualnych, które możemy dodawać do swojej talii w trakcie rozgrywki. Każda karta celu przedstawia zestaw zadań, które powinniśmy zrealizować do końca gry. Jeśli nam się to uda, zdobędziemy dodatkowe punkty, niepowodzenie będzie skutkowało zgarnięciem punktów ujemnych. Nowa Zelandia wyraźnie stawia na opcję rozbudowy talii, a dzięki efektom kart dostępnych na rynku możemy ulepszać nasze działania, podnosić zyski, awansować na różnych torach czy zwyczajnie ulepszać naszą talię.
Dla kogo
Great Western Trail: Nowa Zelandia jest najbardziej złożoną częścią całej serii. Poziom zaawansowania rozgrywki wynika z mnogości zasad, które dają wiele różnych możliwości i pozwalają na obranie jednej z wielu dróg do zwycięstwa. Liczne grafiki na kartach, planszy czy kafelkach i związane z nimi mikrozasady, mogą wydawać się nieco przytłaczające. To wszystko powoduje, że tytuł polecałabym głównie graczom z dużym doświadczeniem. Tym z kolei, którzy chcieliby poznać serię, ale przeraża ich mnogość zasad, polecam zacząć od pierwszego tytułu z serii, klasycznego Great Western Trail. Stary dobry klasyk pozwoli na zapoznanie się z głównymi mechanikami gry, co ułatwi późniejsze podejście do bardziej skomplikowanej Nowej Zelandii.
Podsumowanie
Coś, co naprawdę doceniam w tej grze, to fakt, że zawiera dosłownie wszystko, co najlepsze z wcześniejszych tytułów z serii. Mamy tu podstawową mechanikę, znaną z pierwszej części GWT i obecną we wszystkich pozostałych wersjach. Przemierzamy trasę, wykonując po drodze różne akcje, zdobywając bonusy i budując przy tym naszą talię. Pojawia się też możliwość docierania do różnych destynacji, która została wprowadzona w dodatku kolej na Północ. Kolejnym elementem są bardziej rozbudowane plansze graczy, dające liczne możliwości zbierania zasobów, które zostały wprowadzone wcześniej w wersji GWT Argentyna. Taka kompilacja najlepszych elementów w jednym tytule. To musiało się udać.
Mam jednak pewne zastrzeżenie co do samego czasu rozgrywki. O ile cieszy mnogość możliwości, o tyle znacznie wpływa ono na wydłużenie czasu, jaki spędzimy nad tym tytułem. Ja osobiście bardzo lubię grać w większym gronie, w tym wypadku jednak najlepiej sprawdzały się rozgrywki dwuosobowe. W składzie 3 i 4-osobowym oczekiwanie na swoją turę niestety bardzo się dłużyło. Szczególnie, jeśli wśród graczy byli tacy, dla których był to pierwszy kontakt z serią GWT. Tu zdecydowanie na atrakcyjności zyskują rozgrywki w stałym gronie, które ma już wszystkie większe i mniejsze zasady opanowane.
Ze względu na poziom skomplikowania, ostatecznie dopiero po kilku rozgrywkach nadejdzie ten czas, gdy grę naprawdę docenicie. A, że warta jest docenienia, co do tego nie mam żadnych wątpliwości.
wydawnictwo: Rebel
liczba graczy: 1-4
wiek: 12+
czas gry: 70-150 minut
zasady: zaawansowane
Recenzja gry Great Western Trail: Nowa Zelandia powstała we współpracy z wydawnictwem Rebel.
Treść recenzji to moja prywatna opinia, wydawnictwo nie miało na nią wpływu.